Śniadanie na trawie
Nauczyła mnie mama,
jak zachować się przy stole,
by nie mówili inni,
ty stary matole.
Do czego nóż służy,
do czego widelec,
jedz wszystko
i nie becz.
Jak się ubrać,
kogo pierwszego puszczać,
nie wstawaj wcześniej
i pamiętaj tylko się
nie śmiej.
Jedzenie przy stole
to ważna sprawa,
nawet u cioci na imieninach,
wymagana jest powaga.
Śniadanie w pidżamie
możesz jeść sobie w wannie,
przy obiedzie proszę
nie marudzić,
a kolację
możesz sobie odpuścić.
Dziękuję pięknie
za wszystkie lekcje,
za dobre wychowanie,
bym nie przyniósł
wstydu mamie,
tylko jakoś mi tęskno
za śniadaniem na trawie.
Tam mogę być niegrzeczny,
zaglądać pod sukienki i patrzeć
na kobiece piersi,
zapomnieć o etykiecie
dobrego wychowania,
niech siedzi przede mną naga,
chcę polewać jej ciało oliwą
i patrzeć jak powoli spływa…
…tylko dlaczego ten sen
w tym miejscu zawsze się urywa.
Na wysokim obcasie
Gdy gaśnie światło
i robi się ciemno,
zdejmuję buty i idę się zdrzemnąć,
a kiedy jest cisza
i nikt nie słyszy,
buty się chwalą,
gdzie były dzisiaj.
Najwięcej do powiedzenia,
mają białe klapki,
choć od słuchania boli już głowa,
ciągle ta sama melodia.
To są w sypialni,
to znów w łazience,
obejdą pokoje,
są nawet w ogrodzie,
czasami po schodach biegają,
ale do piwnicy nie zaglądają.
Obcasy pytają – a byłyście na balu?
tam jest jak w raju,
tyle pięknej muzyki,
obcasów i szpilek,
można sobie pogadać
o babskich sprawach
i te trzewiki,
z trzewikami tańczymy do rana.
Pani lubi nas tam zabierać,
tylko się żali, czemu tak rzadko
i jest jej szkoda,
że nas do szafy chowa.
Niebieskie sandałki słuchają,
jak rozmawiają koleżanki,
mówią – jesteśmy nowe
w tym towarzystwie,
ale bardzo aktywne.
Mamy kamienie ozdobne,
kiedy nas pani ubiera,
wygląda bardzo pogodnie,
wszystko chce nam wtedy pokazać,
i nigdy nie chodzi sama,
trzeba przyznać dobrana z nich para,
mówi, że nie tylko jesteśmy ładne,
ale także bardzo zgrabne.
Trekkingi zdyszanym głosem
i językami na brodzie, mówią
że są ciągle na chodzie.
Biegamy po górach i lasach,
a pani się nami nie przejmuje,
bo ciągle pieska pilnuje.
Na to wchodzi kozak wysoki
razem z kolegą, do połowy wysokim,
mówi co wy wiecie o życiu,
gdy zima przyjdzie,
wszyscy wylądujecie na strychu.
Z mrozem się zmagam
i pani zimę przetrwać pomagam,
ale kiedy przyjdzie wiosna,
a potem lato,
znowu zadbacie o panią,
liczę na to.
Początek
Wiosna mi Ciebie przyniosła,
wyglądałaś jak polna stokrotka,
piękna, prosta i nieco samotna,
uśmiechnęłaś się do mnie,
jakbyś chciała powiedzieć,
jestem twoim słońcem
i to był początek.
Lato było wtedy gorące,
a moje serce biło coraz mocniej,
po nocach spędzonych w samotności,
zobaczyłem pięknej róży portret,
w prostej stokrotce.
Mówiłaś wtedy do mnie,
nie jesteś już samotny,
ja jestem nowym początkiem.
Jesienią wszystko było kolorowe,
jesienią całowałem Twoje dłonie.
Ty byłaś różą czerwoną,
byłaś jesieni królową,
wiatr moje serce jak liście,
do stóp Ci zaścielił,
przy Tobie mój świat się zmienił.
Zimowe długie wieczory,
mijały bardzo powoli,
nie spieszył się nawet czas,
by nas od siebie rozdzielać.
Różami pachniała nasza sypialnia,
z czasem powstała także bawialnia.
Dzisiaj, gdy mijają dwadzieścia cztery lata,
dziatwa opuszcza swoje cztery gniazda,
pozostał mi zapach stokrotki na łące,
zapach róży w ogrodzie.
Siła ducha młodości,
i obraz prostej miłości,
on nadal w mym sercu Ciebie nosi.
0 komentarzy